Żłobkowe początki...Matki!


Długo mnie tu nie było. Pewnie nawet trochę za długo, ale zmiany w naszym życiu rodzinnym wymagały czasu. Trzeba się było nieco przeorganizować, przyzwyczaić i znów można wrócić do małych codziennych przyjemności.
Jedną z takich zmian był malinowy krok w dorosłość, czyli żłobek!
Żebym mogła spokojnie zacząć pracę w styczniu, Maliny zaczęły chodzić do żłobka od grudnia – w razie potrzeby byłam „pod ręką”.
W pierwszy dzień pękałam z dumy! Odprowadziliśmy Maliny razem z K. Dziewczynki weszły do salki, zajęły się zabawkami, a my szczęśliwi poszliśmy do domu. Wprawdzie tego dnia zerkałam na zegarek tak często, jak zakochana pannica czekająca na pierwszą randkę, gdzieś mnie tam w dołku ściskało, a kiedy szliśmy je odebrać to leciałam jak na skrzydłach, ale mimo wszystko – dumna byłam, że nikt do nas nie dzwoni, żeby Dzieci natychmiast odebrać.
Kolejnego dnia K nie mógł nam towarzyszyć w drodze do żłobka, ale co tam! Dam radę! No ja bym nie dała?
Nika zaczęła płakać, już przy skręcie w uliczkę na której znajduje się żłobek – dziś, z perspektywy czasu nie sądzę, żeby było to związane ze żłobkiem, ale można sobie wyobrazić, co zaczęło się dziać w mojej głowie. Podczas przebierania w szatni płacz był już podwójny. Doszło to tego pokrzykiwanie „nie, nie, nie” (tam już wiedziały, że mama niebawem zniknie) i wieszanie mi się na szyi.
Próbowałam rozmawiać, tłumaczyć, przytulać, pożegnanie zdawało się nie mieć końca, a gula w moim gardle rosła z każda sekundą rozstania. Po dłuższej chwili postanowiłam dzilnie wyjść (tak, ja musiałam być dzielna!), bo im dłużej się żegnałyśmy tym histeria po stronie dziewczyn była większa.
Wychodzę ze żłobka, dzwonię do K.
Odbiera.
- Kochanie i jak tam, tylko szybko bo nie mogę rozmawiać.
Mnie głos się już łamie, łzy na policzku
- Strasznie (i płacz)
- Kochanie, proszę - nie histeryzuj...przepraszam, zdzwonimy się później.
Uspokój się Kaśka! – próbowałam się sama doprowadzić do porządku, ale grało we mnie tyle emocji, że musiały znaleźć gdzieś ujście.
Cholera, mama w pracy, siostra w pracy, teściowa w pracy – wszyscy w pracy!
No trudno, muszę sobie radzić sama.
Po drodze do domu postanowiłam zahaczyć o spożywczy, wprawdzie w tamtym momencie czułam, że nic mi przez gardło nie przejdzie, ale jednak dobrze jest mieć pieczywo w domu.
Pani nasza ekspedientka z uśmiechem na twarzy pyta
- I jak tam dzieciaczki? Jeszcze śpią?
I w tym momencie nastąpiła katastrofa! Eksplozja jakaś! Potok łez, histeria.
Pani Patrycja w szoku, stoi jak wryta, nawet nie chcę myśleć, co ona w tym momencie mogła sobie pomyśleć! Ja na to zanosząc się płaczem
- Do żłooobka poszły!
Z zaplecza wyskoczyła żona właściciela (tak rzadko tam bywa, a tu pech chciał, że kolejnego świadka sceny miałam!). Też mama, też dziecko w żłobku. Rozpoczęła akcję pocieszania.
Mój ogromy żal przerodził się w ogromny wstyd za swoje zachowanie.
Do dziś mi on towarzyszy, kiedy tylko przekraczam próg skleup!

A Maliny?
Maliny to dziś ze żłobka wcale nie chcą wychodzić, a mnie to wcale nie dziwi, ale o tym innym razem.

14 komentarzy:

  1. Biedna Mama!! każdemu się zdarza moment słabości ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też to przechodziliśmy :) A podwójna powtórka z rozrywki zacznie się we wrześniu. Musimy być dzielne! Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, ale się uśmiałam - przepraszam ;-) Te pierwsze momenty rozstania są trudne, ale potem coraz lepiej :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze w końcu musi przyjść moment.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja pociecha zaczęła przedszkole od września i ku mojemu zaskoczeniu była bardzo dzielna i jest do tej pory:)

    OdpowiedzUsuń
  6. No tak niestety wygląda rzeczywisość :PPP

    OdpowiedzUsuń
  7. I jak się dzieciakom podoba w żłobku?

    OdpowiedzUsuń
  8. jesteś bardzo kochana! Nie wstydź się łez, bo o nich pamiętasz
    ja jeszcze dzieciaczka nie rodziłam, ale kocham dzieci, wszytskie
    pozdrowienia
    Joasia

    OdpowiedzUsuń
  9. A dlaczego malinowy krok, a nie milowy?

    OdpowiedzUsuń
  10. Każdej mamie jest niesamowicie ciężko zostawić dzieci po raz pierwszy czy to w żłobku czy przedszkolu. My mamy jesteśmy przyzwyczajone do tego, że nasze dziecko jest przy nas i jesteśmy przekonane o tym, że nikt się tak nim nie zajmie jak my..

    OdpowiedzUsuń
  11. poczatki zawsze trudne.. pozniej bedzie smiech na same wspominki :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten kto nie przetrwa początku, nigdy nie dojdzie do końca. Taka prawda. Potem jest tylko lepiej i lepiej, także życzę cierpliwości :)

    OdpowiedzUsuń
  13. 26 year old Senior Developer Eleen Nevin, hailing from Arborg enjoys watching movies like The Golden Cage and Dance. Took a trip to The Four Lifts on the Canal du Centre and drives a Ferrari 375 MM Spider. zobacz na stronie

    OdpowiedzUsuń