Dziecko dobrze o(b)lane!, czyli o pępkowym słów kilka

Jeszcze nim Dziewczyny pojawiły się na świecie, słyszałam już plany męskiej części naszych znajomych, co to z K się będzie działo, jak nastąpi czas rozwiązania.
- Tak go upijemy, że przez 3 dni do domu nie wróci! Bliźnięta to podwójnie trzeba oblać!
Ja kiwałam głową niby z uśmiechem, ale w sercu wcale mi do śmiech nie było
- Kochanie, ja sobie bez Ciebie nie poradzę! Od rana sama, po cesarce, a Ty na kacu? Nie rób mi tego...

Za naszych rodziców tak to było
Mama rodziła mnie godzin naście. W szpitalu sama, całkowicie. O obecności ojca nikt nie słyszał, Boże - któż to widział?! Kiedy mój Tata  po pracy, nad samiuśkim ranem na porodówce zawitał to mu panie powiedziały, że gdzie tam! Dziecka jeszcze nie m! Choć ja od kilku godzin byłam już na świecie. Chwilę później Babcia go w domu, jako ojca powitała, a on biedny zdezorientowany zastanawiał się, jak to? To mama w czasie pomiędzy jego wizytą w szpitalu, a drogą do domu dziecię powiła?! Czeski film!
Jak w tamtych czasach facet miał sobie radzić z emocjami? I to jakimi! Ojcem został! Do żony nie może, do dziecka nie może, nawet dowiedzieć się o nich w centrum dowodzenia nie może, to co może? Trzeba jakoś upust emocjom dać!
I dawali faceci, na całego! Hulaj dusza! Piekła nie ma!
Nim do wypisu dojdzie, nim dziecko zobaczy - koledzy, sąsiedzi, rodzina i goście honorowi - koleżanka szklanka i Zbyszek - kieliszek!
W końcu jak tradycja mówi "Dziecko nie opite, to dziecko chorowite!"

O jak Ojciec, O jak odpowiedzialność od początku
Nie to, żebym uważała, że mój Tata, czy każdy inny ojciec w latach 80tych i jeszcze wcześniejszych, byli nieodpowiedzialni- absolutnie nie! Oni zwyczajnie nie mieli jak się swoją odpowiedzialnością wykazać!
W końcu jednak ktoś zauważył, że ojciec też rodzic. Że poród to fizjologia czysta i ojciec w niej udział brać może. Ojcowie poczuli odpowiedzialność.
Porodówki otwarły drzwi, a  ojcowie otwarli swe serca na potrzeby swoich partnerek i dzieci. Każdą wolną chwilę spędzają w szpitalu. Po powrocie do domu na noc, większość czasu zajmuje im powiadamianie znajomych i załatwianie ostatnich "wyprawkowych" spraw, niż picie. Owszem, czasem może troszkę poświętują, ale na tyle, by rano znów być w szpitalu, przy najbliższych. A oblewanie? A tradycja?

Źródło: http://pl.memgenerator.pl/mem-image/z-bolem-zawiadamiam-iz-przesuwamy-pepkowe

Opóźnione pępkowe
U nas tradycja przesunęła się w czasie. K. był przy nas od rana, do samego wieczora. Nie cuchnął odorem alkoholu. Wspierał jak tylko się dało.
Odczekał swoje. Koledzy też.
Dziewczyny miały 3 tygodnie, kiedy K. zaprosił męską część swoich znajomych na ich opijanie.
Ja z Kruszynami zostałam w domu. Nie sama! Miałam mocną grupę wsparcia w postaci moich Rodziców.
K. miał wrócić kolejnego dnia wieczorem. Wrócił już koło obiadu - tęsknił! To była pierwsza noc bez niego przy nas. A ja?
Ja rozumiem męskie imprezy i nie mam pretensji, że sama Dziewczyn nie opijałam - w końcu karmiłam! Ponoć lwia grupa kobiet żąda w tej kwestii równouprawnienia. A jak z Wami drogie Czytelniczki?


2 komentarze:

  1. U nas było tradycyjnie, chociaż z pewnymi modyfikacjami. Mój G. był z nami przez cały poród, potem spędził z nami kilka godzin na noc wrócił do domu, oblał dzieciaczka :D:D Oczywiście w granicach rozsądku, odespał i następnego dnia bez odoru alkoholu spędził z nami cały dzień w szpitalu. Dla mnie lepiej bo przespałam sobie spokojnie noc w szpitalu a pępkowe było z głowy :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Urodziłam Antałka o 9 rano. Mąż był przy mnie prawie cały dzień. Wieczorem spotkał się z moimi rodzicami i teściami, gdzie miało miejsce pierwsze opijanie. ;) Na drugi dzień Mąż był u mnie już o 11 rano, choć nie powiem, alkohol czuć jeszcze było ;D Wieczorem było drugie upijanie z rodzicami. Z kuplami jako takiego spotkania nie było. ;)
    Też nie mam nic przeciwko tego typu świetowaniu ;)
    A my? A my kobiety, opiłyśmy to wodą, a nasze dzieci opiły to mlekiem prosto z cycuchów ;D

    OdpowiedzUsuń