Rodząca to matka, czyli jeden z absurdów polskiego prawa

Od dłuższego czasu staram się zerwać z telewizją. Trudno mi to zrealizować. Lubię jak coś do mnie gada, niby jest jeszcze radio, ale sympatyczni Wellman i Prokop kuszą co rano (całe szczęście tylko co drugi tydzień). Dzisiejszy program jednak wyleczy mnie z oglądania telewizji na dłuższy czas i nawet sympatia do prowadzących tu nie pomoże.

Dziś historia piękna zdawać by się mogło - matka użycza swego ciała córce, by ta również mogła zostać matką. Po rozmowie ze szczęśliwą matką biologiczną, rozmowa w studio ze specjalistą, który tłumaczy co i jak. Cały temat surogatek od a do z mnie przeraża. Nie ważne, czy obcy ludzie płacą będącej w potrzebie kobiecie za bycie żywym inkubatorem dla ich dziecka, czy matka poświęca swe ciało córce. Przeraża mnie to i już.
O ile in vitro, choć to temat wciąż kontrowersyjny, jest wg mnie niesamowitą szansą dla osób bezdzietnych (dopóki nie dojdzie do wyboru płci i innego genetycznego mieszania w zarodkach), o tyle zgoda na "surogatyzm" (nie wiem, czy istnieje już jakieś pojęcie określające bycie żywym inkubatorem) jest dla mnie niedopuszczalna. Jestem jednak jak się okazuje, jakaś zacofana! Wg prawa polskiego matką dziecka jest kobieta, która je rodzi (rzecz zdawałoby się oczywista) wg specjalisty w programie DDTVN jest to absurd polskiego prawa!
Nauka idzie do przodu w tempie zastraszającym, teoretycznie prawo powinno dostosowywać się do współczesnej nauki i medycyny, ale czy powinno przyjmować wszystko? Wyrażać zgodę na wszystko, tylko dla tego, że jest to medycznie możliwe?
Co z jakąkolwiek etyką? Ja wiem, surogatki nie są do niczego zmuszane i potrafią skutecznie obejść to dzisiejsze absurdalne prawo, ale prawne przyzwolenie na ten proceder może popchać do tego osoby, które nie poradzą sobie emocjonalnie. Kobieta nie jest maszyną jak inkubator, ma uczucia, emocje.
Ciąża to taka rewolucja w organizmie kobiety, że ta sama nie może być niczego pewna. Na pewno nie tego, że nie przywiąże się do dziecka, które nosi w sobie przez 9 miesięcy. Czuje jego ruchy, słyszy bicie serca, rodzi w ciężkich bólach.

Takie mam w sercu życzenie, żeby w tym naszym absurdalnym kraju ten jeden pozostał niezmienny!

4 komentarze:

  1. Też tego nie rozumiem. O ile w moim odczuciu in vitro jest całkowicie akceptowalne jako po prostu "inny sposób zapłodnienia" tak bycie surogatką to jakiś dziwny wymysł. Jak już bardzo kobieta chce być matką, a nie chce in vitro itd. to czemu nie może po prostu adoptować dziecka? Na to samo wychodzi, bo dziecko jest tak samo jej jak dziecko surogatki, a przynajmniej jedna mała istotka szczęśliwa więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adopcja dziecka to nie taka prosta sprawa. Wymogi mają wielkie, a i testy trzeba zdać. Nie dla każdego więc, adopcja jest wyjściem.

      Ja mam różne zdania na ten temat, zależy od sytuacji.
      Ale dzisiaj byłam wzruszona ta historią w ddtvn.
      Sama nigdy nie zostałabym surogatką, śmieje się do męża, że gdyby tak było to byśmy już mieli z 10tkę w domu, bo żadnego bym potem nie oddała. Ale nie mam nic przeciwko takim kobietą, chociaż z drugiej strony gdym to ja spodziewała się dziecka które urodzi inna kobieta.. bała bym się zawsze, że się rozmyśli, któregoś pięknego dnia.
      A z drugiej strony nie umiałabym żyć bez dziecka, po to się urodziłam :P

      Usuń
  2. A ja uważam że dziecko to nie przedmiot i się nie oddaje, więc zgadzam się z Tobą w 100% Jakich to czasów dożyliśmy, aż strach myśleć, co będzie dalej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale in-vitro to właśnie wstęp do sugoractwa (jest takie słowo?). W końcu zarodek został wszczepiony matce - czy było to jej jajo czy innej kobiety, ona już od wszczepienia go jest surogatką.

    OdpowiedzUsuń