Twój dom, moje Dzieci, a bałagan?

Maliny chodzą już całkiem sprawnie, ba czasem przemieszczają się z prędkością wiatru i sprawiają wrażenie, jakby mnożyły się w oczach. Sięgają daleko, nawet dalej niż do tej pory sięgała moja wyobraźnia.
Świat to dla nich jedno wielkie laboratorium do doświadczania życia. Nie ma dla nich znaczenia, czy są u siebie w domu, u dziadków, czy u osób trzecich.
Wszystko muszą wziąć do ręki, dotknąć, poprzyciskać, rzucić tym (przy dobrych wiatrach o podłogę, przy mniej dobrych w głowę siostry), nie tylko wziąć do buzi, ale i ugryźć. Badają ten świat wszystkimi zmysłami, a badaniom tym towarzyszy ogromny chaos.
W domu jakoś nad tym panujemy, a jeśli nie to trudno - położą się spać, a my ogarniemy.
Co ważniejsze - wiemy gdzie miotła, gdzie mop i ścierka do podłogi.
Problem zaczyna się jednak, gdy jesteśmy w "gościach", lub miejscu publicznym.
Bo ja jako matka czuję odpowiedzialność za robienie bałaganu przez moje Pociechy i o ile poodkładanie przedmiotów na ich miejsce nie jet problemem, o tyle już zamiatanie/odkurzanie i mycie podłogi jest bardziej kłopotliwe.
Dlaczego?
Bo każda gospodyni poproszona o sprzęty pomocne do ogarnięcia bałaganu zrobionego przez moje Dzieci, albo mówi, że sprzątnie później, albo zabiera się za sprzątanie sama.
I z jednej strony głupio mi jak diabli, a z drugiej sama mojej miotły bym nie oddała.
Więc czyj jest ten bałagan? Mój, czy Twój?



2 komentarze:

  1. Nie wiem jak w innych przypadkach. Ale Twoje Maliny są tak słodkie, że wszystko się im wybaczy ;) EwelinaR

    OdpowiedzUsuń