Maj ubiegłego roku. 27/28 tydzień ciąży.
Poniedziałek - szkoła rodzenia. Temat: fazy porodu. Najczęściej wypowiadane słowo: skurcze
2 godziny - skurcze przepowiadające, skurcze porodowe, skurcze parte, skurcze, skurcze, skurcze...
Wtorkowy poranek:
Ja: (starająca się w życiu codziennym nie przeklinać) O ku**a, ale skurcz!
K (zrywając się na równe nogi): jak to?
Ja: ała, ała, ała, o ku***a, ale boli, ała! (gryzę kołdrę z bólu, łzy z oczu lecą mimowolnie)
K: Co mam robić? (kolor twarzy bladozielony, nie chcę nawet wiedzieć, co się dzieje w głowie)
Ja: Jak to co? Masować!
K: Gdzie?
Ja (wijąc się z bólu): jak to gdzie??!! Na łydce!
PS: Skurcze przepowiadające pomyliłam z bólem brzucha po chili con carne :P
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niesamowite, że zdarzyła nam się identyczna prawie historia! :D
OdpowiedzUsuńTylko, że mnie w środku nocy obudził potworny skurcz łydki, zerwałam się:
- aaau!
- co się dzieje?!
- skurcz!
- cooo?!
- łydki
- aa...
Nie wiem jaki kolor miała jego twarz, ale słyszałam to przerażenie :))