Oto one - zagrożenie dla wszelkich fit-celebrytek!
Moja przygoda z Nimi zaczęła się już w ciąży. Choć nie zawsze pozwalały mi na zdrowe odżywianie (wyobraźcie sobie, że odmówiły zapiekanego ryżu z jabłkami i zażądały zapiekankę z "budy"!), to jednak otwarły mi oczy na to, że produkty, które wrzucam w siebie są bardzo ważne.
Alkohol, kofeina, nadmiar cukru pożegnane na długie miesiące.
Kazały mi sporo wypoczywać i unikać stresów. Moja chęć pracy do 6/7go miesiąca ciąży została przez nie spacyfikowana. W 21 tygodniu powiedziały - Mamo dosyć! Lekarz potwierdził i mimo wewnętrznych obaw i protestów okazało się, że zwolnienie lekarskie było najlepszą rzeczą, jaka w owym okresie mogła mnie spotkać.
Sport:
Mój musiał ograniczać się do minimum, za to Dziewczyny! Te dawały czadu jak na maratonach Zumby!
Karmienie piersią
Apogeum jeżeli chodzi o zdrowe odżywianie.
Kofeiny 0, alkoholu 0, słodycze i fast foody ograniczone do minimum, a po zjedzeniu jakiegokolwiek z nich - wyrzuty sumienia jak stąd do Berlina i maniakalna obserwacja Dziewczynek. Do tego menu dla włosów - kasza, jaja, kasza, jaja, kasza, kasza, kasza, jaja...
Ciało w ruch
Ćwiczenia kolejno:
nożyce:
jedno z pierwszych ćwiczeń wykonywanych pod okiem Panien Dębskich. Leżąc na plecach pomiędzy Trenerkami Mama musiała machać nogami tak długo, jak długo tylko wzbudzało to zainteresowanie.
podnoszenie pośladków z obciążeniem:
Czytelniczki, które kiedykolwiek były na zajęciach z fitnessu doskonale znają to ćwiczenie (w wersji bez Dębskiej na brzuchu).
Leżenie na plecach, kolana ugięte jedna mała Dębska siedzi na maminym brzuchu, a Mama dźwiga pośladki do góry. Ilość powtórzeń zależna od nastroju Trenerki
skłony:
tych w ciągu dnia setki. Po grzechotkę, po butelkę, po misia, po Dzidziusia.
przysady:
podobnie jak ze skłonami
podnoszenie ciężarów:
Zaczęło się oczywiście od lżejszych obciążeń (po ok 2,2 kg na rękę) - organizm nieprzyzwyczajony poza tym świeżo po cesarce trzeba się było oszczędzać. Po 9 miesiącach muszę przyznać, że wynik mam całkiem przyzwoity. Po ok 9 kg na rękę - czasem dochodzą do tego zakupy no i schody!
biegi na czas i biegi z przeszkodami (często razem):
Panny Dębskie trenują Mamuśkę z każdym dniem coraz intensywniej. Ich pomysłowość w motywowaniu mnie nie zna granic. Bywa, że muszę ściągać jedną stojącą przy piekarniku w kuchni i biec z nią poprzez obsiany zabawkami salon do szklanej ławy, na którą wspina się już druga! Refleks przy tym bezcenny!
Czas na podsumowanie:
Dieta była?
Była!
Ćwiczenia były?
Były!
Efekty są?
.............
Efektów brak :P
hehe:) rozbawiłaś mnie:) tego mi dziś było trzeba:)
OdpowiedzUsuńno to nic, jak tylko je wypożyczać za grube pieniądze :D
OdpowiedzUsuńEfektów brak? Ja jedno noszę pod pachą zlana potem, spacery zaliczam długie jak nigdy w życiu, czasu, żeby zjeść nie mam a dupsko rośnie. Ja nie wiem, ale tu jakiś paradoks występuje. Życie jednak niesprawiedliwe jest. :)
OdpowiedzUsuńA mierzysz się czy ważysz? ;-)
OdpowiedzUsuńBo jeśli chodzi o wagę to mięśnie ważą więcej niż tłuszcz, czy coś takiego, dlatego teraz moda na mierzenie nastała z panią Ch.
Jejku... a ja nie wiedziałam, że też aż tyle ćwiczę, no może trochę mniej :-)
oj, jak ja to wszystko dobrze znam :) i potwierdzam - człowiek-matka biega, skacze, gnie się i wygina, nie dojada i nie sypia a ciągle rośnie... buuuu
OdpowiedzUsuń