Daj sobie pomóc, Super-Mamo!

Znacie to uczucie, kiedy zrobicie bezinteresownie jakiś drobny mały uczynek?
Podniesiecie starszej pani laskę, która złośliwie upadła w najmniej odpowiednim momencie. Ustąpicie miejsca w autobusie osobie, która w danym momencie potrzebuje go dużo bardziej niż Wy lub pomożecie wnieść jakiejś mamuśce wózek do autobusu.

Ja bardzo to uczucie lubię. Czuję się lepszym człowiekiem i rosnę we własnych oczach. Czasem jakaś drobna pomoc z mojej strony nastraja mnie pozytywnie na cały dzień.
Sama jednak nie dawałam sobie pomóc. Moja Mama śmieje się, że ja od małego tylko "siama, siama, siama!". Zawsze ze wszystkim uparcie SIAMA!
Nie potrafilam przyjmować pomocy, a już prosić o pomoc! Wszystko tylko nie to! Przecież ja sobie sama poradzę! Nie zawsze mi to na dobre wychodziło, czasem słono mnie to kosztowało.
Np taka historia.
Koniec półrocznego pobytu na wymianie studenckiej w Niemczech. Walizka pęka w szwach. Ledwo jestem w stanie ją za sobą ciągnąć, a co dopiero podnieść, ale przecież dam radę sama - walizka mnie nie pokona!
Już wychodząc z akademika byłam ledwo żywa - przy drzwiach wejściowych znajome twarze, nawet te płci brzydkiej. W głowie myśl - może poprosić ich, żeby pomogli mi z tą walizą dostać się do autobusu? Niee, jednak nie - zaraz się zacznie impreza, co ja ich będę fatygować! I targam tę walizę! Co 5 kroków postój, zmiana ręki i szybkie spojrzenie na zegarek - muszę zdążyć na autobus, w przeciwnym przypadku będę mogła tylko pomachać autokarowi do domu. Zakręt, ostatnia prosta i oczom mym ukazuje się autobus odjeżdżający z przystanku!
Czekam na kolejny już z łzami w oczach, pociąg do Norymbergi już w drodze, a kolejny odjedzie w czasie odjazdu autokaru. Całe szczęście mam jeszcze umiejętność zachowania zimnej krwi w sytuacjach z pozoru beznadziejnych! Zawsze są taksówki! Koszt - bagatela 35 Euro! A wystarczyło poprosić chłopaków o pomoc...
Podobnych historii mogłabym tu na pęczki opisywać.
W ciąży strasznie trudno było mi dać sobie pomóc. Tylko myśl, że moja przesadna samodzielność może zaszkodzić Dzieciom (i dar przekonywania K i moich Rodziców) powstrzymywała mnie przed heroicznym wysprzątaniem całego mieszkania po gigantycznym remoncie, ustawianiem mebli itd. Zakupy starałam się wnosić na raty - oczywiście sama! Czułam się świetnie, więc po co kogokolwiek do czegokolwiek fatygować?
Po narodzinach Malin też chcieliśmy z K zająć się nimi sami (co akurat było bardzo dobrą decyzją). Kiedy K wrócił do pracy, bez większego problemu dawałam sobie sama radę z Dziewczynami. Szczerze mówiąc bardziej potrzebowałam kogoś dla siebie do towarzystwa niż do pomocy. Kiedy pierwszy raz sama wyszłam z nimi na spacer lub sama je wykąpałam byłam z siebie strasznie dumna! Zmęczona, ale dumna.
Mama - Superbohaterka!
źródło: http://www.bubblews.com/assets/images/news/1808440784_1389755574.jpg
Przypadkowe osoby oferowały mi pomoc, a to z zakupami, a to z wniesieniem Dziewczyn do domu! Gdzie tam! Przecież ja sobie sama poradzę!
Miałam takie poczucie, że jak poproszę kogoś o pomoc, lub z niej skorzystam to będzie to dla mnie w pewnym sensie macierzyńska porażka. Zacznie to oznaczać, że straciłam coś z tej mojej super-mocy!
Powiedzenie mówi "Małe dzieci, mały problem - duże dzieci duży problem". Malin problem nigdy bym nie nazwała, duże też jeszcze nie są, ale rosną w oczach i wymagają od nas coraz więcej.
W pewnym momencie zaczęła dopadać mnie frustracja! Zmęczenie, poirytowanie, wręcz złość na codzienność. Przyszedł kolejny dzień samodzielnej kąpieli. Myślałam o tym od samego rana i zaczęłam odczuwać jakiś trudny do wytłumaczenia stres. Przecież kąpałam sama Dziewczyny już nie raz i nie jest to jakaś wielka filozofia. Fakt - Córcia oczekująca na swoją kolej z nudów i lekkiej zazdrości daje się we znaki bardziej niż zwykle, ale wszystko jest do opanowania! Tego dnia postanowiłam jednak zadzwonić do moich Rodziców. Mieli wolne popołudnie i spędzenie go z Wnuczkami to dla nich największa przyjemność.
Ja się uspokoiłam, korona "królowej matki" z głowy mi nie spadła, Dziewczyny zadowolone, Dziadkowie zadowoleni - po co się upierać? Ten dzień to był jakiś przełom.
Poszłam nawet o krok dalej i pozwoliłam sobie pomóc wnieść zakupy po spacerze jakiejś miłej pani!

Przecież bardzo lubię to uczucie, kiedy bezinteresownie komuś pomogę, dlaczego miałabym pozbawiać kogoś możliwości, aby też przy niewielkim wysiłku poczuł się lepszym człowiekiem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz