Była sobie O(ł)


 W okolicach premiery ostatniej części przygód agenta 007 w telewizji pojawiła się reklama, w której serce i rozum otrzymali misję od "Oł" (nawiązanie do M - kod fikcyjnej postaci, szefa brytyjskiego wywiadu). Ponieważ Oł z reklamy był jak na literkę "O" przystało okrąglutki,  mój kochany Mąż postanowił na czas ciąży mianować mnie właśnie Oł.

Oł była mieszanką wielu emocji. Na każdym etapie swojego istnienia innych.
Na początku była wielka radość i wielki strach. Kiedy na teście ciążowym pojawiły się dwie (bledziusieńkie) czerwone kreseczki, Oł czuła, że musi to oznaczać dzidziusia. Ponieważ była to sobota Oł musiała znaleźć jak najszybciej lekarza, który potwierdzi jej stan. Udało się! Poniedziałek - zaraz po pracy, tylko 2 dni i wszystko będzie jasne! Nie było...pani doktor Oł zbadała, pooglądała, podotykała i postawiła diagnozę: Albo jest pani w ciąży, albo dostanie pani na dniach okresu (nie będąc ginekologiem Oł była wstanie postawić sobie sama taką diagnozę). Całe szczęście ktoś wymyślił jeszcze testy na obecność betaHCG we krwi, ale to oznaczało kolejny dzień niepewności.
We wtorek rano Oł jeszcze przed pracą ustawiła się dzielnie w kolejce do pobierania krwi, zabieg ten nigdy do przyjemnych nie należał, ale co tam. Tylko kiedy będą te wyniki? Po 18? Tego dnia Oł z przyjemnością została po godzinach w pracy, żeby tylko móc osobiście odebrać wyniki. BetaHCG dodatnie, wprawdzie niewysokie, ale to wg wskaźników to dopiero jakiś 4ty tydzień (zgadzałoby się - pomyślała Oł).  
Teraz tak dla 100% pewności, chciała zobaczyć fasolkę! Na kolejnej wizycie pani doktor mówi, że przed 10tym tygodniem nic nie zobaczy, święta się zbliżają wielkimi krokami, a Oł z mężem niczym niewierni Tomasze - jak nie zobaczą, to nie uwierzą! Jeśli nie da się normalnie to trzeba prywatnie. Oł niewiele myśląc wybrała numer telefonu do starej dobrej poradni i jeszcze tego samego wieczora Oł z mężem mknęli na wizytę.
Podczas drogi rozważali różne scenariusze i najbardziej spodobał im się ten z bliźniętami, tak - najlepiej byłoby, gdyby były w ołkowym brzuszki dwie fasolki. Tym razem okazało się, że do żadnego 10tego tygodnia czekać nie trzeba i że wszystko jest już jasne. Oł jest w ciąży, a co więcej - wygląda na to, że bliźniaczej. Kiedy na twarzy Oł zagościł promienny uśmiech, słowa pani doktor rzuciły cień na ogromną radość. Jeden z pęcherzyków jest o połowę mniejszy i nie ma ciałka żółtego, więc jeszcze wszystko może się zdarzyć - trzeba odczekać jeszcze jakieś 2 tygodnie, żeby sprawdzić co z dzieciątkiem. Ołkowy mąż widząc Oł zaraz po wizycie od razu wiedział, że będą dwa dzidziusie. Nie docierało do niego, że z jednym może się coś stać. "Jak już są dwa to będą dwa!" - powtarzał niczym mantrę. Oł przez całe święta żyła nadzieją. O stanie błogosławionym Oł z mężem powiedzieli tylko najbliższej rodzinie. Oł bała się okrutnie - a jeśli coś się stanie, to co wtedy?
Kolejna wizyta jeszcze w starym roku u kolejnej pani doktor, bo święta spędzaliśmy w rodzinnych stronach. Większej fasolce biło już serduszko (Oł popłakała się ze wzruszenia), a u drugiej pojawiło się ciałko żółte - jest dobrze! Wg pani doktor różnica między fasolkami wynosi 1,5 tygodnia! Czy to jest możliwe? "W naturze jest wszystko możliwe" - tyle pani doktor. Na odchodne dorzuciła "Jeśli pani zacznie plamić, to poronienie." No i niby już bezpieczniej, a nadal jakoś dziwnie i nie tak.
W domu Oł zapytał doktora google jak to jest z tą różnicą. Przypadki takie są dość częste tylko, że...u kangurów!
Dopiero na trzecim USG okazało się, że wszystko jest w jak największym porządku. Fasolki są równe, pięknie biją im serduszka, przypominają małe pajacyki z rączkami i nóżkami jak ze sznurków i nie są żadnymi kangurkami! ;)
W końcu Oł zaznała spokój i mogła się w pełni cieszyć swoim błogosławionym stanem (tylko na chwilę w okolicach 20 tygodnia Ołkowe małżeństwo najadło się strachu, ale całe szczęście na zapas.) Piękny był to czas dla Oł! Robiła się coraz okrąglejsza, a małe Ołinki coraz częściej dawały o sobie znać. Oł wiedziała, kiedy śpią, kiedy jest im wygodnie, a kiedy nie. Najbliższe otoczenie dbało o Oł. 
Oł czuła się doskonale. Uwiła z mężem piękne gniazdko, a po profilaktycznej wizycie w szpitalu w 36 tygodniu znała nawet termin urodzin swoich małych Ołinek - 1 sierpnia 2013. 
Oł miała przed sobą jeszcze całe dwa tygodnie na bycie szczęśliwym Ołkiem, a Ołinki...miały swoje plany.


3 komentarze:

  1. Cieszę się BARDZO, że jednak wszystko jest w największym porządku i Kruszynki są CAŁE i zdrowe:)
    Witam Cię w gronie blogujących Mam i wytrwałości życzę:)
    Zapraszam do zabawy: http://zawodkobieta.blogspot.com/2013/12/blogoteka-w-temacie-maego-czowieka.html :) Będzie mi miło, jeśli do nas dołączysz:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj nie podoba mi sie te szybkie usg tylko i wyłącznie z ciekawosci. Jestem bardzo przeciw takim naświetlaniom zeby sobie podglądnać, ale Wasze dzieciaczki, wasza decyzja:). Tak sobie czytam i super ze malenstwa sie urodizły całe i zdrowe, i dotrwały tak długo w brzuszku w parce. Ale tak naprawde nie wiem jeszcze nic o płci, musze czytac dalej:]
    ps. alez mnie denerwuje przepisywanie kodu;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, to pierwsze USG było z czystej ciekawości, ale każde kolejne w niedalekim czasie już z troski o drugiego Bąbelka. Gdyby nie mój mąż to pewnie ze strachu o Dzieciaczki doszłoby do jakiegoś nieszczęścia!

      Usuń