Za nie tak dawnych czasów studenckich miałam przyjemność być wolontariuszką Akademii Przyszłości (siostra głośniej Szlachetnej paczki - zachęcam do zapoznania się ze stroną). Jednym z zadań nas - wolontariuszy było pokazywanie dzieciakom, które z różnych względów kompletnie w siebie nie wierzyły, że każde dziecko ma prawo do sukcesu. Po każdym spotkaniu zapisywaliśmy wspólnie w indeksie jakiś choćby najmniejszy, najbardziej prozaiczny sukces danego dnia.
Pierwsze chwile i dni po cesarskim cięciu, mimo że najpiękniejsze w moim
życiu, wcale nie należały do najłatwiejszych. To właśnie wtedy
uświadomiłam sobie, jak ważne w życiu jest dostrzeganie i docenianie maleńkich
sukcesów. Każdą drobnostkę starałam się "wpisać" w mój
osobisty "indeks sukcesów". To, że udało mi się przystawić dzieciątka do
piersi już kilka godzin po cięciu (choć to tak naprawdę ich sukces, bo
jako wcześniaczki umiały ssać;), to że po 24 godzinach od zabiegu o własnych siłach
usiadłam na łóżku, każdy spacer po szpitalnym korytarzu, każdą kroplę
pokarmu, którą udało mi się odciągnąć (dziewczynki były dokarmiane
sztucznie ze względu na niską masę urodzeniową, dlatego istniało ryzyko,
że bez dodatkowej stymulacji mój pokarm zaniknie). Nawet podczas
tzw. baby bluesa, który dopadł mnie już w domu w statystycznej trzeciej
dobie, starałam się szukać moich lub Dziewczynek małych sukcesów -
pomogło lepiej niż pewnie niejedna terapia (bo przecież zmiana
pieluszki, czy ubranka zajmuje już o wiele mniej czasu niż choćby
jeszcze dzień wcześniej w szpitalu)!
Mimo, iż macierzyństwo jest rzeczą naturalną (w końcu pomaga nam instynkt) to uważam, że każda mama ma prawo do cieszenia się swoimi malutkimi sukcesami, nawet jeśli ktoś twierdzi, że to przecież nic wielkiego.
Każda mama ma prawo do sukcesu!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No i doczytałam ostatniego posta, dobrze ze było ich tylko tyle:]
OdpowiedzUsuńKomentarze pisałam szybko i nie czytając co napisałam, wiec za ewentualne błędy i literówki przepraszam:]
Ps. juz dodaję bloga do ulubionych.
Jak tak czytam Twoją historię to widzę siebie i moje maluchy :) Początki były ciężkie, ale jakoś daliśmy radę, to najważniejsze :)
OdpowiedzUsuń