Droga do różowych okularów

Początek lutego 2014 - wizyta szczepienna u pediatry.
- Drodzy państwo, Dziewczynki troszeczkę zezują. Niby to normalne w ich wieku, ale może lepiej skonsultujcie to z okulistą.

Siadam do komputera. Google - "okulista dziecięcy Chorzów". Pierwsze wyświetlenie szpital dziecięcy na Truchana. Chwytam za telefon - zajęte. Próbuję po chwili - to samo, i kolejnego dnia też.
Kolejne podejście - Ceglana, Katowice. Chwytam za telefon - zajęte. Po chwili - to samo, i kolejnego dnia też.
- Kochanie, jedź na Truchana do szpitala i umów nas na wizytę. Zalecenie od pediatry - skierowania nie trzeba.
Dzwoni telefon.
- No cześć. Zgadnij na kiedy mamy termin!
- No nie wiem, za dwa miesiące?
- Nie. Na grudzień! Na grudzień 2015!
....
- Aha. To nas jednak nie umawiaj.
Pani ze szpitala była jednak tak miła, że poinformowała K. o liście okulistów dziecięcych przyjmujących w ramach NFZ na stronie funduszu.

Znów siadam przy komputerze. Odnajduję listę - dzwonię. Przychodnia na Wawelu w Sosnowcu.
- Dzień dobry, chciałabym umówić dzieci na wizytę.
- Ile mają?
- 6 miesięcy.
- To nie mamy sprzętu!
- Dodzwoniłam się do okulisty dziecięcego?
- Tak! Już mówiłam - nie mamy sprzętu! Katowice - Ceglana!
- Ale...
Pip..Pip...Pip...
Bez "do usłyszenia"

Kolejne miejsce, które znam - Przychodnia "Signum" w Katowicach.
Początek tak jak wyżej:
- Dzień dobry, chciałabym umówić dzieci na wizytę.
- Ile mają?
- 6 miesięcy.
- Niestety, nie mamy sprzętu (tu przynajmniej słyszę przejęcie w głosie)
- Dodzwoniłam się do okulisty dziecięcego?
- Tak, ale wie pani co. Takie maluchy to tylko Ceglana
- Ale ja tam już od tygodnia dzwonię i nic.
- Niech pani poczeka. Dam pani taki numer, że od razu odbiorą! Proszę sobie zapisać.
Zapisałam.
Dzwonię.
- Dzień dobry, chciałabym umówić dzieci na wizytę.
- Ile mają?
- 6 miesięcy.
-To proszę przyjechać! Bez zapisów takie maluchy przyjmujemy! Do recepcji tylko z PESELem proszę podejść.
Nie dało się tak od razu? Żaden okulista o tym nie wie?

Pojechaliśmy. Przy recepcji pani informuje nas, że 2-3 godzin przed badaniem nie możemy podawać dzieciom jeść ani pić. Na pytanie - w takim razie kiedy zostaniemy przyjęci, nikt nie jest w stanie nam odpowiedzieć.
Do badania czekaliśmy prawie 3 godziny. Ponieważ Dziewczyny jadły przed wyjściem z domu - miały już serdecznie dość - my też!
Zalecenie - przez miesiąc kropić "zdrowe" oko. Wizyta kontrolna za 3 miesiące.
Na pytanie, czy mamy umówić kolejną wizytę odpowiedź padła - nie ma potrzeby.
Wracamy po 3 miesiącach. Znów z problemem jedzenia i picia.
Wywołują nasze nazwisko - jak poprzednio wchodzimy wszyscy razem.
- Proszę pojedynczo!
- Pani doktor, ale to są bliźnięta. Chcemy razem z mężem...
- Pojedynczo!
Ok, wychodzę z Nikolą na rękach. K. z Laurą zostają.
Żałuję jednak strasznie, że nie było mnie przy jego rozmowie z panią doktor. K potrafi lepiej rozmawiać z tego typu osobami, może bym coś podpatrzyła.
K wychodzi - wchodzę ja.
- Co się dzieje?
- Zezowała...
- Dalej zezuje!!!
- Które oko?
(a co pani nie widzi? - myślę sobie) - Lewe, ale kropi...- lekarka nie dała mi już dokończyć.
- Mąż już mówił!
Cóż, gdyby pani doktor pozwoliła nam wejść razem, zaoszczędziłaby czasu nam i sobie. Gdyby czytała to, co jest napisane w kartotece, zaoszczędziłaby nam też swojego tonu!
- Na usg na pierwsze piętro proszę!
Laura też miała się tam udać, więc znów lecimy całą gromadą.
"Dzieci do roku i osoby niepełnosprawne przyjmowane są poza kolejnością" - głosi napis na drzwiach.
Czekamy więc, aż gabinet się zwolni. Powoli zaczyna się tworzyć kolejka z niemowlaków. Mamy już wchodzić, a przed nami materializuje się pani na wózku. Ktoś ją dopinguje - Niepełnosprawni poza kolejnością! Wchodź!
- Dzieci do roku również! Chyba byliśmy tu pierwsi.
- A...no tak!
Wchodzimy. Badanie całe szczęście szybkie, bezbolesne i z prawidłowym wynikiem.
Znów na dół. (Z dziećmi i "tobołkami" cały czas na rękach, bo nas wózek nie ma racji bytu na szpitalnym korytarzu).
Dziewczyny mają już dość. Noszenie po korytarzu jest już dla nich strasznie nudne. Zabawa lalkami też, inne dzieci również.
Po ostatnim kropieniu oczu, szybkie badanie.
Zalecenie - zaklejać zdrowe oko, jak się nie uda to będziemy myśleć. Kolejna wizyta na lipiec - tym razem umówić termin (alleluja!)
5 dni przed badaniem - kropić oczy 2 razy dziennie.

Zaklejenie zdrowego oka okazało się marzeniem ściętej głowy. Plaster okulistyczny z prędkością światła lądował w malinowych rękach. Pytamy pediatry, czy jest na to jakaś rada - rady brak. Dziewczyny są zwyczajnie za małe.

Koniec czerwca - czas zacząć kropić oczy. Ponieważ krople miały być jak najświeższe (robione) poszłam do apteki, a tu pani mi mówi, że mi tego nie zrobi, bo są urlopy! Że mam do innej apteki iść, a jak tam nie zrobią to ewentualnie wrócić.
Ja głupia baba - zamiast się upierać przy swoim, chwytam za wózek i wychodzę. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że do tej drugiej apteki, to ja z Malinami nie wjadę!
Po południu K z receptą leci do apteki nr 1. Tym razem inna Pani - receptę zrealizuje, ale dobrze byłoby ja poprawić, bo zamiast 8 zł zapłacimy 38!
Gdyby miła pani z rana mnie o tym poinformowała, zamiast odsyłać mnie do konkurencji, może byłabym w stanie coś z tym zrobić, a tak? 2 opakowania mleka poszły się...rozeszły się zwyczajnie.
Następnego dnia odbieram krople, wściekła na świat cały.
Znów google. "Kropienie oczu atropiną".
Czytam, czytam, czytam i mam ochotę te krople wylać. W nocy spać nie mogę...duszności...karetka...alergia...problemy z widzeniem przez 14 dni....trucizna...itd. itp.
Podczas pierwszego kropienia czuję się jak najgorsza matka świata. Dziewczyny niezadowolone. Płacz, że aż serce mi się kraja. Byle nie wystąpiła żadna reakcja alergiczna! Jest piątek - jak ja skonsultuję się z pediatrą w razie czego?
Całe szczęście poszło prawie bezboleśnie. Jedyny skutek uboczny - światłowstręt.  

Ostatnie badanie - umówiona wizyta opóźniona o godzinę - cóż, lepiej czekać godzinę niż 3!
Pani doktor młoda, miła i cierpliwa.
Badanie szybkie, bezbolesne, ale wynikiem jego - okulary!
Małe "Psorki"
Postawiliśmy na różowe!
Bo w życiu to już tak jest, że swoje trzeba przejść, żeby móc patrzeć przez różowe okulary!


11 komentarzy:

  1. Chyba wszyscy lekarze, farmaceuci i panie w przeróżnych okienkach mają dar do niedoinformowywania nas o rzeczach ważnych. Zawsze muszą wydłużyć naszą drogę do celu (tu okulisty)
    Dziewczynki bardzo fajnie wyglądają w tych okularkach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. My też walczymy...wizyta 21 lipca i okulary dla młodej będa dobierać...ale wojowałam 3 miesiące żeby mnie przyjęli...później problem z receptą...ja nie wiem jak oni je wystawiają...i najgorsze przed nami krople...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby poszło Wam z tymi kroplami jak nam. Bałam się tego strasznie, ale nie taki diabeł zły ;)

      Usuń
  3. Mam olbrzymią prośbę do Pani, czy może Pani mi napisać co to są za okularki, jaka firma itd., moja córka ma 17 mies, od miesiąca nosi okularki, ale są fatalnie dobrane (niby fisher price, ale za duże moim zdaniem), odciskają się zaparowują, jak zdejmę gumkę, to dosłownie z buzi spadają...wiem, że każdemu dziecku dobiera się indywidualnie, ale może Pani wypowiedź mi pomoże w doborze następnych...(a i też lekko zezuje córka) . A poza tym ma Pani cudne Dziewczyny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oprawki są z firmy Mira Flex. Rozmawialiśmy z optykiem o fisher price i powiedział, że fp są dużo sztywniejsze od naszych. Da się je podoginać tak, żeby się dopasowały do buzi, ale więcej będę mogła pewnie powiedzieć za jakiś czas. Póki co zaczynamy naszą przygodę z okularami :)

      Usuń
  4. przeszliśmy podobne katusze z naszym najstarszym wcześniakiem.......tysiące badań, wizyty u neurologa w CZD co miesiąc i czekanie 8h na wejście do gabinetu. Masakra.... nigdy więcej. Szczęśliwie mamy to już za sobą.. ale serdecznie współczuję styczności z tak "miłymi" lekarzami. Okularki przepiękne tak jak i dziewczyny :D pozdrawiamy www.dwapluscztery.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy serdecznie :) Cieszę się, że już po wszystkich przejściach jesteście. Wystarczył mi Twój krótki opis, żeby wiedzieć, że to co my przeszliśmy to pikuś w porównaniu do Ciebie. Jakoś trudno uwierzyć w to, że w XXI wieku nie da się wypracować jakiegoś normalnego systemu opieki zdrowotnej dla dzieci.

      Usuń
  5. matko co za ludzie! ja nie mogę czasami- po cholerę oni tam są? że to my jesteśmy dla nich czy oni dla nas?! grrrrr ale najważniejsze,że maluszki już są leczone. zdrówka życzymy! http://blizniaczecuda.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze jak widzę te tabuny dzieciaczków na Ceglanej robi mi się ich strasznie żal. I ich rodziców również. Mam nadzieję, że teraz już z górki będzie. Pozdrawiam - też mama Laury i też po przejściach z oczkami choć nie aż takich. Ps. o wizytę dzwoniłam do tych samych przychodni :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam "Krajankę" :) teraz powinno być już ok - przynajmniej kolejna wizyta też umówiona :)

      Usuń