Nibylandia istnieje naprawdę! - czyli nasz pierwszy wypad do sali zabaw!

Nie lubimy siedzieć w domu.
Nie i już!
Najbardziej tego nie lubimy, kiedy K ma wolne.
Robimy wtedy wszystko, żeby jak najaktywniej spędzić czas - najlepiej w plenerze.
Wczoraj miało być zoo.
Po porannym spacerze stwierdziliśmy, że to jednak nie jest najlepszy pomysł. Pogoda była z serii "na dwoje babka", a po wózkowych akrobacjach Laury można było przypuszczać, że kolejny długi spacer może skończyć się co najmniej awanturą (jeśli nie pikowaniem na główkę!). Energia rozpierała nasze Maliny!
Trzeba było ją jakoś spożytkować.
Postanowiliśmy po raz pierwszy wybrać się do sali zabaw.

Zajeżdżamy na miejsce. Przed wejściem kolejka. Dzieci całkiem sporo - urodziny Kacperka.
Większość 4-5latków i my. Z dwiema Malinami na rękach.
Dostajemy kluczyk do szafki, przechodzimy przez bramki i jak za dotknięciem magicznej różczki - przenosimy się do Nibylandii!
Jest Leśna Brama z podniebną ścieżką i Księżycowym ŚlizgieMagiczny Las Elfów z komnatą Pani Światła i Księżycową Dziuplą, Tęczowa Dolina z Kładką Kucyków i Kołderką Pomarańczy, Przełęcz Zamkowa, Zamek Księżniczki, Statek Piratów, Deska Wesołego Rogera, Ślizg Czarnej Perły i Basen Czarnej Perły - jest pięknie i bajecznie! Dla Malin jednak trochę...za poważnie ;)
Pierwsze kroki kierujemy więc do sali malucha!
Tam też jest mały zameczek, gdzie można się wspinać, zjeżdżać, a na dolnym poziomie chodzić jak w labiryncie. Wszystko miękkie i bezpieczne.
Na półkach zabawki dostosowane do najmłodszych.
Obok wózek dla lalek (dla Dziewczyn najlepszy sprzęt do nauki chodzenia!), sprzęty do bujania i skakania, małe samochodziki. Są też stoliki do rysowania, kartki, kredki - pełen szał!
Dziewczyny są jak w raju! O senności, która zaczęła je ogarniać w samochodzie natychmiast zapominają.
Wypad planowaliśmy na godzinę. Nie wiem, kiedy ona minęła.
Widząc zadowolenie naszych Pociech postanawiamy zostać dłużej. K musi załatwić jedną sprawę, więc zostaję z Malinami sama. Nagle wpada tabun dzieci  z urodzin Oliwki. Robi się głośno i hm...niebezpiecznie! Po chwili pojawiają się dwie "opiekunki-wolontariuszki" Ania i Ola! Mają po cztery lata i ogromną chęć pomocy przy Malinach. Dziewczynki bardzo angażują się w opiekę, czasem aż za! Momentami mam czworo dzieci pod opieką, ale mamy moich opiekunek też czuwały, więc dajemy radę!
Kiedy "urodziny" wracają na statek piracki, ja czuję się jak po porządnym fitnessie (polecam drogie Mamy - super forma spalania zbędnego ciałka!). Po jakimś czasie wraca K, więc idziemy coś zjeść.
O tym tez w Nibylandii pomyśleli. Jest podwyższenie z kawiarenką dla rodziców i krzesełka do karmienia dla najmłodszych.
Najedzonym Malinom wraca energia do zabawy, więc wracamy do salki.
Pojawił się samochód policji - Nikola wsiada do środka, a Laura - dawaj, pcha siostrę w najlepsze!
My z K siedzimy spokojnie. Bez strachu, że się przewrócą, że krzywdę sobie zrobią, że coś im zaraz na głowy pospada.
Z naszych ust nie pada "Nie wolno!"
Siedzimy spokojnie i podziwiamy.
3 godziny zleciały jak z bicza strzelił!
Koszt całego wypadu - 2 zł! (Dzieci do ukończenia 1 roku życia wchodzą za darmo ;)  
Jeśli ktoś zastanawia się, czy warto wybrać się do takiego miejsca z jeszcze niechodzącym Maluchem, odpowiadam - warto!
Do katowickiej Nibylandii wrócimy z pewnością jeszcze nie raz!






2 komentarze:

  1. http://blogidzieciece.blogspot.com/ Zapraszam ciepło do katalogu blogów dziecięcych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie bywamy w tych samych miejscach - Ceglana, Nibylandia:)) a Nibylandie uwielbiamy!

    OdpowiedzUsuń