Jak dobrze wstać skoro świt...

Każdy z Was słyszał zapewne wiekową już piosenkę "Radość o poranku". Alibabki słodkimi glosami wyśpiewują "jak dobrze wstać skoro świt, jutrzenki blask duszkiem pić...", a ja jeśli była to pierwsza rzecz, jaką słyszałam o świcie, miałam ochotę rzucić czymś w radioodbiornik, skutecznie uciszyć miłe panie i nie zważając na uroki wschodzącego słońca, spać dalej.


Jakiś czas temu moje podejście do porannego wstawania uległo zmianie. Wstaję sama z nieprzymuszonej woli o jakąś godzinę lub dwie wcześniej od Malin (tylko w dni, kiedy K pracuje na poranną zmianę).
Skąd ta zmiana? Całkiem niedawno odkryliśmy, że żaluzje zewnętrzne skutecznie poprawiają jakość snu dziewczyn. Nadal budzą się koło 5:30/6 rano, ale kiedy tylko opróżnią butelkę z poranną porcją mleka śpią dalej do godziny 8, a nawet zdarza się, że do 9. Ma to też oczywiście, jak w wszystko w życiu swoje gorsze strony - popołudniowa drzemka trwa przy dobrych wiatrach godzinę (u Niki kończy się jednak już po 25 minutach), co za tym idzie - nie mam w ciągu dnia ani chwili w pełni dla siebie.
Całe życie wydawało mi się, że nie mam hobby, a teraz właśnie na nie czasu brak!
Szydełko i nowe włóczki leżą odłogiem, książki też.
Kiedy w 2012 roku ogłoszony wyniki badań odnośnie stanu czytelnictwa w Polsce (przerażające) - ja się śmiałam, że nadrabiam zaległości za te 60% ludzi nieczytających. Ostatnio zaczęłam się bać, że niebawem sama dołączę do tego grona!
Receptą na to okazały się wcześniejsze pobudki - szczególnie przy tak pięknej pogodzie (w deszczowe poranki nie podnoszę głowy z poduszki nim usłyszę pierwsze poranne "mama", no bo kiedy śpi się przyjemniej, niż wtedy, kiedy deszcz stuka o parapet?)
K w pracy, więc wiem, że moją krzątaniną go nie obudzę. Dziewczyny myślą, że jest noc, więc śpią w najlepsze, a ja w tym czasie mogę napić się jeszcze ciepłej kawy (hm...już prawie nie pamiętałam jak smakuje, ba czasem zapominałam nawet ją zalać!), wziąć prysznic i usiąść wygodnie z książką w ręku, bez ryzyka, że dłużej będą trwały poszukiwania przerwanej linijki, niż sam akt czytania!
Na spacery zostawiam sobie prasę - jakoś tak nie jest mi żal, kiedy muszę przerwać. Z literaturą nie jest już tak łatwo. Wymaga hm...większego szacunku?
Jeśli nie jestem zaopatrzona w literaturę, potrafię znaleźć sobie inne zajęcie i wykonuję je o dziwo z większą przyjemnością niż wieczorem. Może dlatego, że mam w sobie jeszcze sporo energii, która pod koniec dnia znika gdzieś (energia nie znika, ona przeradza się w inną - pewnie Dziewczyny ją ze mnie wysysają).
Mniejsza jednak o nią. Mieszkanie częściej przypomina mieszkanie, a nie tor przeszkód, a i góry prasowania jakoś tak regularnie topnieją.
Czasem tylko się zastanawiam, czy ja nie jestem kosmitką. Matka, która z własnej nieprzymuszonej woli oddaje 2 godziny snu - czy to normalne?

2 komentarze:

  1. Jak najbardziej normalne. Dziś obudziłam się o 4 i miałam wielką chęć wstać. Te dwie 'nadprogramowe' godziny, bardzo by mi się przydały. Niestety, tak długo się nad tym zastanawiałam, że ponownie zasnęłam... i żałuję, bo obudziłam się o 6 dużo bardziej wymęczona. Jeśli chodzi o lekturę książek, nadrabiam braki w drodze do pracy. Taki plus tego, że 40 minut jadę tramwajem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas żaluzje nic nie dają młody wstaje przeróżnie, a ja z nim... Z Karina było zawsze tak samo i pasowało mi to bardzo bo nie czułam się tak zmeczona jak teraz... pozdr

    OdpowiedzUsuń