Miała być impreza...

19 lipca, sobota. Pogoda iście wakacyjna - może aż za.
Wyciągam z piekarnika biszkopt, dokładnie tak, jak rok temu.
Wtedy to nie miał być biszkopt na urodzinowe torty. Miał to być zwykły biszkopt z bitą śmietaną i owocami - świeża słodycz na nieznośne upały, którą mieliśmy poczęstować naszych rodziców.
Menu było oczywiście bogatsze, w końcu miała to być mini parapetówka!
Spędziliśmy w kuchni cały dzień. Może czasem musiałam sobie odpocząć - nogi puchły mi już nieprzyzwoicie, ale to przecież przez te upały! Dziewczyny fikały w brzuchu jak zwykle.
Jeszcze 2 tygodnie...całe 2 tygodnie oczekiwania i spokoju.
Przecież dzień wcześniej wyszłam ze szpitala z umówionym terminem cesarki na 1go sierpnia, lekarz kazał się jeszcze pokazać u niego 30go lipca Jak tak na panią patrzę, to jestem przekonany, że jeszcze się spotkamy w tym gabinecie! - powiedział na do widzenia.
Śmieszne uczucie móc decydować o dacie urodzenia własnych Dzieci. Wprawdzie bardziej podobałoby mi się 8.08, ale skoro ten termin był już cały "zaklepany", a bezpieczniej było jednak umówić się wcześniej, padło na 1go. Dokładnie 38 tygodni. Płuca Dziewczyny były już zabezpieczone - nic tylko cierpliwie czekać...
Wieczorem nasze mieszkanie lśniło. Pamiętam jak dziś zapach jeszcze mokrej podłogi.
Byliśmy z siebie bardzo zadowoleni, że wszystko nam tak sprawnie poszło.
Wprawdzie goście umówieni byli na 16stą, ale na rano miałam już inne plany (jak się okazało - nie tylko ja!)
SMS - sąsiedzi, czy wpadniemy do nich.
Byłam już mocno zmęczona, ale jeszcze nieśpiąca. W końcu to tylko kilka schodów i możemy miło spędzić wieczór. Poszliśmy. Rozmawialiśmy dużo. O Dzieciach głównie - sąsiedzi, jako rodzice z siedmiomiesięcznym stażem odpowiadali na nasze pytania, rozwiewali niepewności.
Wieczór przeciągnął się do nocy.
O pierwszej wróciliśmy do naszego mieszkania.
Koło trzeciej obudziły mnie jak wtedy myślałam uporczywe upławy. Jakieś takie bardziej wodniste niż zwykle. Wstałam do łazienki - przebrałam się i poszłam znów spać.
Brzuch mnie troszkę pobolewał, ale to przez fasolę z chilli con carne (jedna z pozycji imprezowego menu)!
Za jakiś czas znowu to samo. A co jak odchodzą mi wody? Ale to przecież nie możliwe! Dopiero co spędziłam dwa dni w szpitalu - wszystko jest ok! Termin cięcia na 1go sierpnia!
Na wszelki wypadek poszłam jednak pod prysznic.
Koło 5tej postanowiłam przepakować torbę. Po powrocie ze szpitala nie zdążyłam tego zrobić.
Budzę K.
- Kochanie jedziemy do szpitala, wody mi odchodzą!
- Połóż się, przejdzie Ci!
- Nie! Wody mi odchodzą, nie przejdzie...
- No to jedziemy...
Wychodząc z domu wysłałam tylko smsa, że chyba nie uda mi się być w domu na umówionym na rano spotkaniu, bo prawdopodobnie rodzę, ale gdyby coś miało się zmienić to dam znać.

Imprezy wprawdzie nie było, ale ze wszystkimi, z którymi miałam spotkać się w ten weekend, udało mi się spotkać - w szpitalu. Jako mama.

2 komentarze:

  1. Z bliźniakami to tak chyba jest, że się śpieszą. My w 36. albo 38. tygodniu się urodziłyśmy.
    Może i do imprezy nie doczekałaś, ale za to teraz jaka radość ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, pamiętam, jak przygotowywałaś się na przyjście "imprezowiczów" :), ale za to teraz z K (dzięki Malinkom) macie okazję do corocznego imprezowania :). A 19-ty, drugi rok z rzędu był dniem pieczenia biszkoptów ;).

    OdpowiedzUsuń