Małpy w zoo

Do zoo wybieraliśmy się już od ponad miesiąca.
 Ciągle coś stało na naszej drodze. A to pogoda nie taka, a to Maliny po atropinie miały światłowstręt, a to K został dłużej w pracy. Przez myśl przeszło mi nawet, że nie jest dane nam tam iść, bo i po co? Zoo to mamy w domu. Po chwili przemyśleń doszłam jednak do wniosku, że w domu nie mamy zoo, lecz cyrk.
My bez przerwy pajacujemy, Dziewczyny wszystko małpują, a spacery przypominają co raz częściej akrobacje na najwyższym poziomie! Dziewczyny najpierw jak Hudini wydostają się z pasów, żeby po chwili jechać w wózku na stojąco - ja też nie zostaję bierna! Gimnastykuję się jak mogę, żeby tylko posadzić je na pampersach i bezpiecznie dojechać do domu! Dwie rzeczy są w stanie utrzymać je w siadzie płaskim - jedzenie i widok zwierząt (koty, psy, gołębie i inne miejskie stworzenia).

Pogoda piękna, K wrócił przyzwoicie z pracy, Dziewczyny zdrowe - jedziemy do zoo!
Początek wyprawy zapowiadał się całkiem sympatycznie. Za piękną bramą Śląskiego Ogrodu Zoologicznego przywitało nas bydło szkockie. Dziewczyny były dość nieufne, ale te brązowe rogate stworzenia szybko zyskały ich sympatię. Żyrafy nie zrobiły na nich żadnego wrażenia, podobnie jak i pawie na wolności! Przed wejściem do Aquarium sięgnęliśmy już po chrupki kukurydziane.
Kolorowe ryby zaciekawiły nasze Maliny na tyle, żeby nie zjeść wszystkiego od razu, i żeby nie zauważyć innej dziewczynki w ich wieku, która również posiadła tajemną wiedzę na temat wydostawania się z wózkowych pasów. Przez ptaki szponiaste prawie przebiegliśmy! Orzeł bielik był przepiękny, szkoda tylko, że Maliny nie potrafiły tego piękna dostrzec. Zerknęłam na zegarek i pomyślałam - może to jednak już pora na podwieczorek? Dzierżąc w swych dłoniach banany Maliny dojechały w pozycji siedzącej do małpiarni. Tam była radość - ogromna radość! Dziewczyny wyciągały kolejno swoje rączki mówiąc "Daj!" Nie ma się co dziwić, sama chętnie bym zabrała (jako dziecko marzyłam o tym, żeby mieć własną małpkę).
W małpiarni jednak nie wytrzymały już siedzenia i chcąc nie chcąc musieliśmy wziąć je na ręce (w takich chwilach rozważam bardzo intensywnie zakup nosidełka). To był też moment, w którym postanowiliśmy skrócić naszą wycieczkę do punktów "obowiązkowych" (wybaczcie wydry, że was nie odwiedziliśmy!).
Czas otwarcia zoo kurczył się w zastraszającym tempie, a moje siły dostosowały się do niego wprost proporcjonalnie. Niedźwiedzie schowały się przed nami tak skutecznie, że nie widzieliśmy ani jednego. Lwy na naszą wizytę się obudziły, ale szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia, czy Dziewczyny zbliżały się do szyby, żeby zobaczyć te wielkie kiciusie, czy własne odbicie! Słonia zostawiliśmy sobie na deser. Słoń okazał się być straszny! Z daleka jeszcze może być, ale kiedy tylko się zbliżył, okazało się, że Nika jednak nie jest taką fanką zwierząt, jak mi się wydawało!
Do domu wróciliśmy prosto na kąpiel. Razem z K zastanawialiśmy się, dlaczego zasypianie zajmuje Dziewczynom tyle czasu? My byliśmy w stanie zasnąć zaraz po przyłożeniu głowy do poduszki!

Czy warto wybrać się z Roczniakami do zoo?
Dla siebie, na ciekawszy spacer z dala od codziennie udeptywanych ścieżek - owszem, warto!
Dla Dzieci? Myślę, że mogliśmy się trochę wstrzymać.

8 komentarzy:

  1. Myślę, że dużo od dzieci zależy. My z synem byliśmy jak miał 11 miesięcy i był zachwycony. Krzyczał i wołał zwierzątka. Cieszył się jak się ruszały. A chorzowski słoń był hitem dnia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę :) Choć jak przypomnę sobie zachowanie Dziewczyn miesiąc temu, myślę, że byłoby o wiele łatwiej - siedziały w wózku spokojnie!

      Usuń
    2. Mój aktualnie ma 13m i nadal w wózku siedzi spokojnie ;) i myślę że szybko się to noe zmieni.

      Usuń
    3. Masz na to jakiś patent, czy Mati tak ma? ;)

      Usuń
    4. Chyba tak po prostu ma ;) w domu szaleje. Nic sobie nie robi z naszych zakazów. Ale na spacerach to złote dziecko.
      Obym nie napisała tego w złym momencie ;)

      Usuń
  2. Byłam z moja małą jak miała roczek - zasnęła w wózku...
    Gdy miała dwa - zasnęła w wózku...
    Gdy miała 4 i 5 - entuzjastycznie reagowała na widok waty cukrowej i kolorowych balonów,sporadycznie na zwierzęta

    Dzieci interesują zupełnie inne rzeczy niż nas. Po ostaniej wizycie w Zoo padłam na twarz:)













    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka szczęśliwa rodzinka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że byliście razem w zoo, nigdy nie wiadomo jak dzieci zareagują ;-) a i dla nich to zawsze jakaś atrakcja.

    OdpowiedzUsuń