Strach przed płaczem

Każdy rodzic przerabia to chyba na tysiąc sposobów.
Na początku jest strach przed tym, że nie rozpoznamy przyczyny płaczu. Głodne? Zmęczone? A może coś je boli?
Później pojawia się strach zupełnie nie związany z Dzieckiem, a z Rodzicem - strach na pozór irracjonalny, być może głupi. Strach podszyty hasłem "co ludzie powiedzą?"
Strach przed tym, że płacz Dziecka zostanie uznany za porażkę wychowawczą.

źródło:http://redir.atmcdn.pl/scale/o2/tvn/web-content/m/p5/i/2de5d16682c3c35007e4e92982f1a2ba/9bcd6cb8-1906-11e2-8717-0025b511229e.jpg?type=1&quality=100&srcmode=4&srcx=0/1&srcy=0/1&srcw=636&srch=2636&dstw=636&dsth=2636

Siedzimy z Sąsiadką na ławce, Dziewczyny bawią się w piaskownicy:
- Słyszałaś wczoraj w nocy moje Dziewczyny? Bo chyba nie tylko cała ulica je słyszała, ale i cała dzielnica!
- Chyba za mocno spaliśmy, ale Ty pewnie wczoraj moją słyszałaś.
- Słyszałam
- Aż poprosiłam męża, żeby okna pozamykał

Rozumiałam. Rozumiałam doskonale. Też chciałam pozamykać okna mimo upałów, bo nie każdy interpretuje płacz dziecka tak samo (szczególnie, że brzmi on tak, jakbyśmy je w środku nocy do wrzątku wkładali!).
Nie chcę, żeby Maliny płakały - to jest oczywiste. Staram się robić wszystko, żeby było go w ich życiu jak najmniej, ale czy każdy płacz jest zły?
Płacz jest jedną z dróg komunikacji, którą małe dzieci dysponują (my dorośli również). Płaczą, kiedy są głodne, kiedy je coś boli, kiedy są śpiące i kiedy są złe i sfrustrowane.
W pierwszych przypadkach - jeżeli chodzi o ich potrzeby reaguję zawsze. W drugim - pozwalam popłakać.
Ostatnio Laura turlała się przez 5 minut po podłodze i płakała (a raczej wrzeszczała), ponieważ zabroniłam jej zrywać zabezpieczeń z rogów szklanej ławy. Chodziło mi przede wszystkim o dwie rzeczy: bezpieczeństwo i zasady (jeśli mówię nie - a mówię, to powinny to zrozumieć i uszanować). Laura była na mnie zła, więc płakała. Po kilku minutach wzięłam ją na kolana, przytuliłam, spokojnie wytłumaczyłam dlaczego nie może tych zabezpieczeń zrywać. Zajęła się czymś innym. Po chwili widzę, że podchodzi do ławy i znów próbuje przy niej majstrować. Wystarczyło tylko moje "Laura! Nie wolno", odeszła (próbowała jeszcze kilkakrotnie, ale reagowała na moje słowa i tym razem bez płaczu).
W podobnych przypadkach (a mnożą się one dzień po dniu) jest mi strasznie trudno nie ulec. Machnąć ręką i pozwolić Malinom postawić na swoim. Miałabym święty spokój i (pozornie) szczęśliwe Dzieci.
Wychodzę jednak z założenia, że negatywne emocje są częścią naszego życia i musimy umieć sobie z nimi poradzić. Musimy czasem czuć złość, aby później móc docenić radość. Czasem musimy na coś dłużej poczekać, aby móc się bardziej tym cieszyć.
Czy płacz jest porażką wychowawczą rodziców? Myślę, że większą porażką jest wychowanie dzieci, które nie potrafią sobie radzić ze swoimi emocjami w trudnych sytuacjach.
Boję się czasem, że rzeczywiście ktoś źle zinterpretuje płacz moich Dzieci, ale mimo wszystko jest on integralną częścią naszego życia. 
Moja Mama nazywa go "wentylem bezpieczeństwa". Mnie dorosłej kobiecie pomaga.




3 komentarze:

  1. http://kulleczki.blogspot.com/search?updated-max=2014-07-30T02:30:00-07:00&max-results=1 pisalam o podobnej tematyce :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też miewam takie momenty, staram się nie ulegać presji: Boże, co pomyślą sąsiedzi, ale gdzieś to tkwi, chyba taka mentalność. Fakt, jeśli Mikołaj płacze bo mu czegoś nie wolno mam większy luz i wtedy nie myślę, że zła ze mnie matka :) Chociaż tyle! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Stawiam się! Przeczytałam :-) Nie ma co, ludzie zawsze bedą myśleli i wydzieli to, co chca. A zasady muszą być.

    OdpowiedzUsuń